Nowak skierował się w stronę ogrodzenia. „Profesor” westchnął cicho i po chwili ruszył za nadkomisarzem.
Miejsce było zadbane, stały tu nawet zasilane bateriami słonecznymi latarnie, a jedna z tablic ostrzegała o monitoringu. Nowak obejrzał wywieszone tu zdjęcia i przeczytał historię cmentarza, na którym pochowano ofiary jednej z epidemii cholery, jakie nawiedziły Warszawę w XIX wieku.
– A słyszał pan o żołnierzach bałwochwalcach? – odezwał się Marczewski. – Cholera wie, co za jedni. – Roześmiał się nerwowo. – Pewnie jacyś Kałmucy czy Mongołowie niechrześcijańscy, może buddyści. Też tu paru pochowano.
– Kałmucy? – zdziwił się Nowak. – Rosyjscy żołnierze, tak?
– No tak, a niby jacy mieli tu być sto pięćdziesiąt lat temu? Podobno tu, w tej ziemi, są też szczątki zamordowanych w katowni NKWD na Namysłowskiej. Bandyci najpierw ćwiartowali ciała. Podobno, powtarzam. – Wzruszył ramionami. – Przeklęte miejsce, jak wiele w tym mieście. Nawet te brzózki jakieś takie złowrogie.Pięć czaszek