Właściwie to wcale nie chciałem zostać pisarzem. Zawsze wyobrażałem siebie w roli tłumacza. W 1989 roku byłem bliski złożenia papierów na studia na Wydziale Lingwistyki Stosowanej UW, ale ponieważ bałem się, że się nie dostanę, poszedłem na informatykę, która również mnie interesowała. No dobrze, przyznam się: początkowo zdawałem na matematykę, obawiałem się bowiem, że nie przyjmą mnie na informatykę…

Niemal trzydzieści lat później: moje świadectwo maturalne rzeczywiście gdzieś leży w głębi szafy w archiwum nowego budynku neofilologii UW (albo zostało przysypane ruinami starego), jednak nie ma to żadnego związku z przebiegiem mojej kariery zawodowej. Musiało upłynąć nieco czasu (i wody w Wiśle), musiałem napisać dwie powieści, żeby w końcu dołączyć do szerokiego grona niewykształconych osób przekonanych o świetnej znajomości języka angielskiego i umiejętności zapisywania zdań w języku polskim.
Na co dzień tłumaczę i redaguję teksty specjalistyczne – dokumentację oprogramowania, interfejs użytkownika, teksty marketingowe (wiadomo, „w knajpie dla braw klezmer kazał mi grać takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd”). Zajmuję się jednak także przekładami powieści, a jak zaświadczy każdy tłumacz, jest niewiele ciekawszych i przyjemniejszych zajęć niż opowiadanie cudzych historii we własnym języku. Oczywiście pracę tłumaczy doceniają tylko inni tłumacze, ewentualnie fani fantastycznych światów, którym zależy na spójnym nazewnictwie miejsc i ładnych imionach bohaterów. Nawet poważni krytycy przestali już zwracać uwagę na ewidentne babole w przekładzie, które w moich oczach dyskwalifikują tekst w języku polskim. Nawet poważne wydawnictwa zatrudniają osoby, które takie błędy robią – nie, nie chodzi nawet o pomyłki, te zdarzają się przecież każdemu; myślę raczej o braku wyczucia językowego, wiedzy ogólnej i świadomości własnych ograniczeń. W każdym razie mam nadzieję, że w moich tekstach nie ma zbyt wielu patetycznych, aktualnych bilionów, co do których cały wyższy eszelon jest jednomyślny (choć niektórzy – święta krowa! – chcieliby skierować sprawę do dystryktu Attorney).
Największy komplement, jakim to tej pory obdarzono efekty mojej pracy, brzmiał: „słaba książka, ale dobrze się czyta”.

Oto lista przetłumaczonych przeze mnie powieści – postaram się, by co kilka miesięcy pojawiały się na niej nowe pozycje.

Cykl „Deklaracja” Gemmy Malley

Ciekawa antyutopia dla młodzieży. Problem, wokół którego autorka zbudowała całą fabułę, wcale nie jest taki wydumany. Co się stanie, jeżeli uda się odkryć sekret zachowania nieśmiertelności? Jak kontrolować wówczas przyrost naturalny? I czy wieczne życie nie jest przypadkiem potwornie nudne?
Gemma Malley opisuje bezduszny, okrutny świat przyszłości. A co dla obywatelki Wielkiej Brytanii może być symbolem zniewolenia? Oczywiście system metryczny! Stąd w tekście zdania typu „Pani Dawson miała około sto osiemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu”…

Cykl „Jack Lennon” Stuarta Neville’a


Fantastyczny pomysł! Byłego egzekutora IRA (nawiasem mówiąc, ta nazwa nie występuje w tekście ani razu) ścigają duchy zabitych przez niego ludzi (nie zdradzam zbyt wiele, mroczne cienie pojawiają się właściwie na pierwszej stronie). Droga mordercy do zbawienia nie jest jednak łatwa, po drodze trzeba zabić jeszcze co najmniej kilka osób.
„Duchy Belfastu” to dobrze pomyślana, zamknięta powieść. Oczywiście Stuartowi Neville’owi zadano w wydawnictwie podobne pytanie jak mnie: czy myślał pan o zrobieniu z tego cyklu? „Zmowa” to skutek twierdzącej odpowiedzi na to pytanie. Żeby stworzyć normalny, policyjny cykl, trzeba trochę posprzątać, zrobić porządek z najważniejszymi postaciami. W dość radykalny sposób.
Trzymam kciuki za karierę Stuarta Neville’a – podobnie jak ja, pracował w zupełnie innej branży, zanim został pisarzem. Niestety na razie wydawnictwo nie zdecydowało się na zakup praw do jego kolejnych powieści.

Inne powieści


Dobrze skonstruowana, solidna powieść, choć to raczej dramat obyczajowy, a nie thriller. Dodam, że autorka zrobiła coś, czego ja robić w swoich książkach nie zamierzam. W żadnym razie nie chcę, żeby którykolwiek z moich bohaterów był pisarzem lub pisarką! Z jakiegoś powodu ludzkość uważa postaci pisarzy za wiarygodne i ciekawe, a ich pracę za wymarzone zajęcie dla inteligentnego człowieka. To nieprawda.
Jest tylko jeden autor, któremu można coś takiego wybaczyć: Stephen King.