Nowak skierował się w stronę ogrodzenia. „Profesor” westchnął cicho i po chwili ruszył za nadkomisarzem.
Miejsce było zadbane, stały tu nawet zasilane bateriami słonecznymi latarnie, a jedna z tablic ostrzegała o monitoringu. Nowak obejrzał wywieszone tu zdjęcia i przeczytał historię cmentarza, na którym pochowano ofiary jednej z epidemii cholery, jakie nawiedziły Warszawę w XIX wieku.
– A słyszał pan o żołnierzach bałwochwalcach? – odezwał się Marczewski. – Cholera wie, co za jedni. – Roześmiał się nerwowo. – Pewnie jacyś Kałmucy czy Mongołowie niechrześcijańscy, może buddyści. Też tu paru pochowano.
– Kałmucy? – zdziwił się Nowak. – Rosyjscy żołnierze, tak?
– No tak, a niby jacy mieli tu być sto pięćdziesiąt lat temu? Podobno tu, w tej ziemi, są też szczątki zamordowanych w katowni NKWD na Namysłowskiej. Bandyci najpierw ćwiartowali ciała. Podobno, powtarzam. – Wzruszył ramionami. – Przeklęte miejsce, jak wiele w tym mieście. Nawet te brzózki jakieś takie złowrogie.

Pięć czaszek

Wirusy i bakterie lubią skupiska ludzkie. Warszawa – ośrodek administracyjny, handlowy i przemysłowy, cel migracji ludzi szukających pracy i miejsce stacjonowania, krótszego lub dłuższego, obcych armii, zawsze była zagrożona różnymi choróbskami szalejącymi w Europie.

COVID-19 to nie pierwsza epidemia, z którą musi zmagać się stolica Polski. To także nie pierwszy raz, kiedy władze miasta podejmują pewne środki zapobiegawcze, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się choroby. Do dziś pamiętany jest Łukasz Drewno, jeden z „burmistrzów powietrznych”, czyli obdarzonych szerokimi kompetencjami urzędników miejskich odpowiedzialnych za walkę z zarazą. Musiał poradzić sobie z epidemią dżumy, która dotarła do Warszawy w 1624 roku. Między innymi dzięki jego działaniom dżuma nie przyniosła takich strat jak w innych miastach, jednak kolejna epidemia z roku 1708 według najbardziej pesymistycznych oszacowań pozbawiła życia aż 30 tysięcy osób, co odpowiadałoby 75% ówczesnego stanu ludności, chociaż prawdopodobnie dotknęła w dużej mierze podróżnych i żołnierzy.

XIX wiek to stulecie cholery: już w trakcie powstania listopadowego dotarła do Warszawy wraz z armią rosyjską. Polacy uznali ją początkowo za sprzymierzeńca, ale ponieważ przypadki tej choroby odnotowywano także w armii powstańczej i wśród ludności cywilnej, władze musiały podjąć pewne działania związane z izolacją chorych i pochówkami zmarłych, zalecano także – jak najbardziej – izolację społeczną. Kolejne ogniska choroby pojawiały się w Warszawie w latach 1852-1855, 1866-1867, 1872-73 i 1892-94. Najbardziej śmiercionośna prawdopodobnie była ta pierwsza – szacunki, choć bardzo zgrubne, mówią o niemal 5 tysiącach zgonów, co mogło stanowić 2,5% ludności miasta. Podczas epidemii panującej na Pradze w roku 1872 założono na terenie ówczesnych koszar (Fortu Śliwickiego) specjalny cmentarz, który był używany także w trakcie kolejnych fal zarazy. Opiekował się nim praski przedsiębiorca, Cezary Skoryna, właściciel fabryki kamieni i maszyn młyńskich. Cmentarz został ostatecznie zlikwidowany w roku 1908 w trakcie budowy torów Kolei Nadwiślańskiej, a szczątki ok. 500 osób przeniesiono do zbiorowej mogiły, którą ogrodzono, a pośrodku postawiono krzyż z piaskowca. Cmentarz został zniszczony w czasie II wojny światowej i w kolejnych latach popadał w ruinę, chociaż podejmowane były różne próby uporządkowania otoczenia. Dopiero przy okazji remontu linii kolejowej do Gdańska firmy biorące udział w przedsięwzięciu zajęły się rewaloryzacją terenu cmentarza. Zakończono ją w 2010 r., co upamiętnia tablica na nowym, zewnętrznym ogrodzeniu. W dalszym ciągu nie można legalnie dotrzeć do tej nekropolii – trzeba przełazić przez tory, po których regularnie jeżdżą pociągi – słyszałem jednak, że władze dzielnicy w porozumieniu z PKP PLK chcą doprowadzić tam ścieżkę przez tunel.

Źródła informacji:
1. Stolica 2/2001, Katarzyna Majcherczyk, Zapomniane cmentarze
2. Stolica 3-4/2020, Adrian Sobieszczański, Morowe powietrze
3. Skarpa 4/2020, Adam Podlewski, Zarazy warszawskie
4. Gazeta Wyborcza / Tygodnik Warszawa, 7 lutego 2020, Tomasz Urzykowski, Jak nie dżuma, to cholera